|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gehenn
Obserwator
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 20:58, 15 Cze 2010 Temat postu: [B] Bez ciebie tonąc |
|
|
Jak już mówiłam, uważam, że ten tekst jest lepszy od tego wcześniej wstawionego. Został napisany na konkurs o bardzo interesującym temacie, Co by było, gdyby świat się skończył. Nie został nagrodzony, ale żal mi szybko minął, bo ja sama jestem z niego bardzo dumna. Pomyślałam, że może ktoś inny go doceni ;3 Trochę krótko, bo nie mógł zająć więcej niż czterech stron A4. Inspirowane niecelowo Zakochanym bez pamięci jeden z moich ukochanych filmów).
Bez ciebie tonąc
James szedł samotnie pośród pyłu, ognia, odłamków szkła i cierpienia. Jego twarz była blada, czekoladowe oczy puste. Jakiś budynek za nim z hukiem zawalił się, ziemia zadrżała. Powietrze pachniało siarką, brudem i bólem. Pomimo tego, że z trudem oddychał przez wszechogarniający dym, szedł dziarsko przed siebie, stawiając kroki powoli i machinalnie, ale ze zdecydowaniem. Jego ubranie było podarte i poplamione. Kolejny budynek, tym razem znacznie większy od poprzedniego, w jednej sekundzie obrócił się w proch. Tumany pyłu wzniosły się gdzieś za plecami Jamesa, ale on wydawał się nic nie widzieć, nie słyszeć. Nie czuć.
Jedna sekunda decyduje o końcu wszystkiego. James nigdy nie wierzył
w sprawiedliwość świata.
***
Poznał Alison na plaży. Był styczeń. Dwudziesty pierwszy stycznia. Wiał mroźny wiatr. Powietrze smakowało jak kostki lodu. Piasek był miękki i biały, niebo błękitne, a ocean intensywnie niebieski. Gdyby wtedy zrobiono zdjęcie tej plaży, nikt nie kupiłby go i nie powiesił na ścianie w salonie, żeby gościom i domownikom było przytulniej. Krajobraz bił chłodem, wyniosłością i gorzkim osamotnieniem.
James przyjechał tam, żeby popatrzeć na rozbijające się o brzeg fale, które zaraz po zderzeniu spokojnie spływały z powrotem do oceanu, zabierając ze sobą drobny, biały piasek. Uznał, że ta władza wody nad ziemią jest fascynująca i godna przynajmniej jednego widza. Poza tym czuł, że jeśli przesiedzi kolejny dzień w zatłoczonym biurze, machinalnie podpisując papiery, witając się z kolegami i podlizując szefowi, to zabraknie mu powietrza i umrze, albo w końcu nie starczy mu cierpliwości, weźmie piłę mechaniczną i zacznie zabijać każdego, kto stanie na jego drodze, jednego po drugim. Pojechał więc. Wziął dzień wolny, wsiadł do metra i dotarł nad ocean. Spacerował chwilę po plaży, powoli, przyzwyczajając się do mroźnego wiatru. Potem usiadł na piasku i popatrzył na bezkres, który się przed nim roztaczał. Aż trudno było uwierzyć, że ta woda i to niebo gdzieś się kończą.
- Nie oglądając tego codziennie, marnuję swoje życie – powiedział do siebie, przesypując piasek z jednej ręki do drugiej.
- Każdą minutę – przyznała mu rację dziewczyna, która niepostrzeżenie pojawiła się za nim i usłyszała jego słowa. James poczuł się jak idiota. Od zawsze wpajano mu, że tylko wariaci mówią do siebie. Odwrócił się i zobaczył parę ciemnych spodni założonych na szczupłe, kobiece nogi. Podniósł wzrok, żeby dojrzeć twarz nieznajomej. Pierwszą rzeczą, którą zauważył, była czerń. Kruczoczarne włosy szalejące na wietrze, ciemne okulary z czarnymi oprawkami i długi płaszcz tego samego koloru. Kiedy dziewczyna odgarnęła włosy, ujrzał bladą, pogodną twarz, obdarowującą go ciepłym uśmiechem.
- To miejsce zajęte? – zapytała. James nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, więc po prostu pokręcił głową na znak przeczenia i odwzajemnił uśmiech. Usiadła obok niego, wpatrzona w ocean. – Nigdy cię tu nie widziałam. Przyszedłeś pierwszy raz?
James kiwnął głową, żeby potwierdzić jej słowa. Zsunęła okulary i popatrzyła na niego uważnie. Miał okazję zobaczyć jej twarz, chociaż było to nie lada wyzwaniem, kiedy wiatr niemiłosiernie targał jej włosy. Niby czytając w jego myślach, odgarnęła ich część za ucho. Uznał, że jest piękna. Więcej niż piękna. Fascynująca. Zapierająca dech w piersiach. Miała oczy koloru węgla.
- No tak, milczenie jest złotem – powiedziała po chwili rozbawiona, zwracając wzrok z powrotem ku falom. James zaśmiał się, ale nadal nic nie mówił. Stwierdził, że jeśli coś powie, wszystko zepsuje, jak miał w zwyczaju, a bardzo nie chciał, żeby ta chwila się kończyła. Miał ochotę popatrzeć w górę i krzyknąć do nieba, że On znowu jest zbyt łaskawy. Był pewien, że jeśli zrobiłby to, niebo uśmiechnęłoby się do niego kpiąco.
Tymczasem ona znów zaczęła przyglądać mu się z zainteresowaniem.
- Wiesz, jeśli przeszkadza ci… - zaczęła, ale James pokręcił głową.
- Myślałem o tym, co by było, gdybym zawołał do nieba: „jesteś zbyt uprzejmy”. – Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Do czego doszedłeś?
James zastanowił się chwilę, po czym wpadł na to, że reakcja Niebios mogłaby być inna.
- Olałby mnie – odparł. Jego towarzyszka parsknęła śmiechem.
- Pewnie tak – stwierdziła. Potem wyciągnęła prawą rękę w jego stronę. – Alison.
- James – odpowiedział, ściskając jej dłoń.
W ten sposób nigdy więcej nie udało mu się wymazać z pamięci tej daty. Dwudziesty pierwszy stycznia. James poznał Alison.
***
Być może płakał, pomimo tego, że zawsze wpajano mu, iż płacz jest niemęski. Trudno było jednak dostrzec łzy pośród kropel potu na jego twarzy. Trudno było je zachować, kiedy wszechobecne płomienie spalały wszystko na swojej drodze, a żar od nich bijący nie zachowywał nigdzie nawet najmniejszej kropli wody. Wtedy to ogień zwyciężył.
***
Zaczęli od fundamentów, tak jak wtedy, kiedy buduje się dom, tylko na większą skalę. Spędzali dużo czasu razem, dowiadując się, że ich ulubiony kolor to niebieski i oboje piją rano gorzką kawę. Nie zgadzali się ze sobą w kwestii ulubionej części Władcy Pierścieni, a Alison nie mogła uwierzyć, że James jest wielkim fanem Scarlett Johansson. Słuchali swojej muzyki. Ona podarowała mu szalik w kolorach tęczy. On dał jej swoje stare wydania Opowieści z Narnii, kiedy dowiedział się, że w dzieciństwie ich nie czytała. Po każdym wyjściu z kina Alison powtarzała, że już nigdy nie pójdzie z Jamesem na żaden horror, na co on wybuchał śmiechem.
Na plaży nauczyli się milczeć razem, zasypiać i budzić przy sobie. Opowiadali
o swoim życiu, sukcesach i porażkach, tragediach, marzeniach, o najbardziej zawstydzających ich momentach i o tych najszczęśliwszych. Ona coraz częściej budziła się u niego, on obserwował, jak na jego półce w łazience przybywa damskich kosmetyków, a z szafy ubywa starych koszulek.
W końcu oficjalnie wprowadziła się do niego i zaczęli czuć się tak nieskrępowani swoją obecnością, że płakali, krzyczeli i kłócili się ze sobą. Powód zawsze był odpowiedni: wzruszający film, przykre wspomnienia, nieosiągnięte cele, porażki, zły dzień, palenie w domu, zakład, strach, zostawianie na stole otwartej puszki z kawą. Wszystkie bitwy po jakimś czasie kończyły się kapitulacją obu stron, wszystkie przykre chwile znikały po ciepłym uścisku. Budowali swój własny świat, działający na ich własnych zasadach, według ich własnego projektu. Był piękny, zachwycający swym ogromem, bezpieczny i szczęśliwy. Niczego im tam nie brakowało.
James zrobił zdjęcie chłodnej i samotnej plaży, na której się poznali, Alison oprawiła je i powiesiła na ścianie w salonie. Wszystko było idealne. W ich własnym świecie,
w którym nie potrzebowali nikogo, mając siebie.
Ale wszystko, co ma swój początek, ma również koniec.
***
Co za szkoda. Była taką miłą dziewczyną. Pogodną, oddaną, radosną. Nigdy bym nie powiedziała, że tak się to wszystko skończy. Tak mi przykro, James.
Rok później znów zaczął rozważać kupno piły mechanicznej. Nienawidził wszystkich sztucznych uśmiechów, fałszywych przyjaciół, nieudanych prób pocieszenia go. Dla kogo odgrywali ten cyrk?
Siedział spokojnie przy stole u znajomych, kiwając głową i czując, że powinien być gdzieś indziej. Niebo poszarzało, wszystko wskazywało na to, że będzie burza. Nawet powietrze było przesycone napięciem. Uczucie braku świeżego powietrza w płucach Jamesa powróciło. Miał wrażenie, że jeśli zaraz niczego nie zrobi, po prostu udusi się, tu i teraz, na oczach znajomych, którzy prawdopodobnie się tym nie przejmą albo powiedzą „co za szkoda” i powrócą do rozmowy. Nienawidził każdej sekundy spędzonej w tym miejscu.
Nie zastanawiając się długo, wstał i z uśmiechem przeprosił wszystkich zebranych, informując, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy wyszedł, pozostali popatrzyli po sobie nieco przestraszeni.
- A co, jeśli zrobi coś głupiego? – zapytała niepewnie dziewczyna o długiej szyi, kasztanowych włosach i szarych oczach.
- Jest rozsądny – powiedział po chwili milczenia blondyn, który siedział naprzeciwko niej. Wszyscy uznali, że to bardzo dobra, a przynajmniej najwygodniejsza odpowiedź, i z wahaniem powrócili do rozmowy, żeby po chwili zapomnieć, że James w ogóle był tam wtedy z nimi.
On natomiast poszedł do metra i pojechał zobaczyć ocean. Plaża nie zmieniła się ani trochę. James uznał to za ironię losu. Jakby wszystko kpiło sobie z niego, dając mu złudną nadzieję. Od trzech dni budził się, widząc jej uśmiech, ale wiedział, że jej tam nie ma. Powinien popatrzeć prawdzie prosto w oczy i zrobić coś wreszcie, bo potem może być za późno. Wiedział to, ale nie potrafił wykonać żadnego ruchu. Tak jak wtedy, kiedy nie chciał się odezwać, żeby nie zburzyć chwili swoim niedołęstwem.
- Zaplanowałeś to sobie od początku, nie? – zwrócił się oskarżycielsko do nieba, oczekując odpowiedzi. Nie otrzymał jej. Poczuł, jak wzbiera się w nim złość. Jak On śmiał go ignorować? W tej chwili?
- Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera! – wrzasnął w końcu na cały głos, zirytowany śmiesznością swojego zachowania. Opadł ciężko na piasek i ukrył twarz w dłoniach.
***
- Przyszedłeś.
- Przepraszam.
- Czekałam.
- Wiem… wiem.
Milczenie.
- Boisz się?
Milczenie.
- Jak nigdy w życiu.
- To tak jak ja.
- Ale teraz już tu jestem. I wszystko będzie dobrze.
- Nie lubisz, jak ludzie mówią tak w filmach.
- Ty też nie.
- Więc po co to powiedziałeś?
- To nie jest film.
Milczenie.
- Nie pójdziesz nigdzie?
- Nie zostawię cię.
- Będzie ci się chciało pić.
- Jakoś to wytrzymam.
- A łazienka?
- Będę sikać na podłogę, ale nie wyjdę stąd.
***
Świat wcale nie zwiastuje swojego końca. Przeciwnie – kiedy właśnie zaczyna wychodzić słońce, a człowiek ma nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ziemia zaczyna się trząść i pierwsze budynki zamieniają się w proch. Nagle. Decyduje o tym jedna sekunda. Jedna niesprawiedliwa sekunda, której James już do końca nie będzie potrafił wybaczyć, że zaistniała. W chwili, gdy aparatura zaczęła potwornie i przeciągle piszczeć, w ich świecie, własnym, idealnym świecie, zapłonął ogień. Wszystko dookoła paliło się i burzyło. Wszystko, co razem zbudowali, legło teraz w gruzach i James był pewien, że nie może nic na to poradzić.
***
Nagle wszystko ucichło. Doszczętnie zniszczone miasto, przez które przed chwilą przeszedł, przestało się palić. Niebo było szare. Wszystko wskazywało na to, że będzie burza. Deszcz zmyje sadzę z ruin pozostałych po budynkach. Będzie padał długo, aż cały brud wsiąknie z wodą do ziemi. James czuł w powietrzu napięcie, które zapowiadało zmiany.
Zaczęło kropić. Jego czekoladowe oczy nabrały nieco iskier, kiedy pośród ruin dostrzegł coś kolorowego. Szalik. Tęczowy szalik. Założył go na szyję, zawiązał dokładnie i popatrzył w niebo. Deszcz zaczął padać intensywniej. James westchnął, zakasał brudne i porozdzierane rękawy, po czym rozpoczął odbudowywanie swojego świata.
end.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gehenn dnia Wto 21:03, 15 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Blueberry
Fanatyk
Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 1068
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z owond. Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:35, 19 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | James szedł samotnie pośród pyłu, ognia, odłamków szkła i cierpienia. |
Normalnie bym zbeształa za użycie dziwnej metafory, połączenia realizmu i "przenośni" w jednym, aczkolwiek powiem Ci, że właśnie dlatego, że nie jest to standardowe, to jest...ok! ;D
Cytat: | Jakiś budynek za nim z hukiem zawalił się, ziemia zadrżała. |
JAKIŚ, jezu, nigdy nie pisz "jakiś" XD
Cytat: | Pomimo tego, że z trudem oddychał przez wszechogarniający dym, szedł dziarsko przed siebie, stawiając kroki powoli i machinalnie, ale ze zdecydowaniem. |
Hmmm...raczej bym tu nie wstawiła "wszechogarniający". To, co napisałaś jest poprawne, aczkolwiek ja bym to przerobiła. Dodałabym zapewne parę ubarwionych zdań, np. że "zdawało mu się, że dym wypełnia każdą komórkę jego ciała, powoli wpełza w każdy organ jego ciała i sprawia, że każdy krok zdaje się być niemożliwością", czy coś ;> Ale to tylko ja
Cytat: | Piasek był miękki i biały; (...)zabierając ze sobą drobny, biały piasek. |
Według mnie nazywanie piasku białym, gdzie dopiero co o tym poinformowałaś w poprzednim akapicie, jest trochę pozbawione sensu. Można znaleźć duży innych epitetów do piasku.
Cytat: | Odwrócił się i zobaczył parę ciemnych spodni założonych na szczupłe, kobiece nogi. |
Dość ciekawy opis pojawiania się postaci xD aczkolwiek, mi osobiście się nie podoba. Spodni założonych...nie.
Cytat: | Uznał, że jest piękna. Więcej niż piękna. Fascynująca. Zapierająca dech w piersiach. Miała oczy koloru węgla. |
Zła kolejność. Najpierw powinien zobaczyć, że ma węglowe oczy, a potem dodać to z pięknem, i ładnie zakończyć akapit.
Cytat: | W ten sposób nigdy więcej nie udało mu się wymazać z pamięci tej daty. Dwudziesty pierwszy stycznia. James poznał Alison. |
Te trzy zdania, o dziwo, mi się podobają ;D
Cytat: | Być może płakał, pomimo tego, że zawsze wpajano mu, iż płacz jest niemęski. Trudno było jednak dostrzec łzy pośród kropel potu na jego twarzy. Trudno było je zachować, kiedy wszechobecne płomienie spalały wszystko na swojej drodze, a żar od nich bijący nie zachowywał nigdzie nawet najmniejszej kropli wody. Wtedy to ogień zwyciężył. |
Nie rozumiem kompletnie przesłania tego akapitu. Może to moja wina, może tekstu, nie wiem - ale czytelnik powinien rozumieć, co się dzieje, a ten fragment jest kompletnie wyrwany od poprzedniego.
Cytat: | Opowiadali
o swoim życiu, sukcesach i porażkach, tragediach, marzeniach, o najbardziej zawstydzających ich momentach i o tych najszczęśliwszych. |
Bez "ich".
Cytat: | Ale wszystko, co ma swój początek, ma również koniec. |
Fajne zakończenie fragmentu, tak jak fajne było zakończenie pierwszego.
Cytat: | Nawet powietrze było przesycone napięciem. Uczucie braku świeżego powietrza w płucach Jamesa powróciło. |
Powtórzenie "powietrza", + drugie zdanie zasługuje na przemodelowanie, bo źle jest tu wpleciony "James".
Teraz, po przeczytaniu wszystkiego:
Zrozumiałam sens drugiego akapitu, jednakże trochę niejasno został umieszczony. Cała kompozycja jest ciekawa - szczerze mówiąc, nie czytałam jeszcze nigdy czegoś takiego. Większość fragmentów jest ładnie połączonych, wyjątkiem jest wspomniany już wyżej akapit drugi. Jeśli chodzi o akcję, jest interesująca. Fabuła - tak samo, jednak nic dłuższego w tym temacie nie mogłoby być ciekawe, więc chwała Ci że nie stworzyłaś z tego nic dłuższego, tylko całkiem dobre opowiadanie.
Ogólnie jest dobrze z czystym sumieniem daję Ci zielone światło na pisanie dalej, bo jesteś dobra
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|