|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
new life
Gość
Dołączył: 10 Lip 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:45, 10 Lip 2009 Temat postu: Nigdy więcej [NZ] +18 roz. 2-4 20.10.09 |
|
|
Witam przedstawiam Wam moje opowiadanie które niedawno zaczelam pisac. Zamiescilam w temacie +18 bo znajdziecie tutaj pikantne rzeczy, te mile jak i odwrotnie. Pozdrawiam i życze miłego czytania.
Prolog
Wszystko dookoła spowiła ciemność. Z ogromnym trudem starałam się nie krzyczeć. Wiedziałam, że nie mogę. To by mnie zdradziło. Tak bardzo pragnęłam aby to był sen. Jednak to nie mroczne złudzenia, z których mogłabym otrząsnąć się o brzasku. Nogi drżały, ale ruchem rąk starałam się nad nimi zapanować. Ruszyłam do przodu. Próbowałam przejść w mniej widoczne miejsce. Potknęłam się i w tym momencie wpadłam w panikę. Co, jeśli mnie znajdą? Czy im się uda? Jeżeli tak, to który z nich? Nagle usłyszałam w oddali zbliżające się kroki. Jakieś szepty. W kieszeni zaczęła wibrować komórka. Sięgnęłam po nią, a na wyświetlaczy ujrzałam numer Edwarda. Nie zdążyłam odebrać, ponieważ za mną stanęła jakaś postać. Odwróciłam się i spojrzałam w znajomą twarz.
- A więc tu jesteś. – Z przerażenia krzyknęłam.
rozdział 1
B.
W życiu wszystko powinno przebiegać perfekcyjnie I zgodnie z planem, inaczej nie miałoby to sensu. Ja takowy plan miałam, ale wszystko zmieniło się, gdy spotkałam jego – Edwarda Cullena. Pewnie myślicie, że moje życie jest piękne i usłane różami, jednak nie macie pojęcia, że jesteście w błędzie.
***
Na niebie szalała burza, wiał silny wiatr, a ja, ostatnia ofiara losu, spóźniłam się na autobus do szkoły i szłam piechotą do domu. W tym momencie snułam inne możliwości, co w moim życiu może się jeszcze schrzanić. Nie musiałam zbyt wiele rozumować na ten temat, ponieważ zbyt wiele nie da się wymyślić.
Córka miejscowego policjanta, który boi się tutejszych bandytów. Mąż histeryzującej kobiety, całodobowo bojącej się o swoje jedyne dziecko, którym na nieszczęście byłam ja.
Pogoda stawała się coraz gorsza, powietrze robiło się duszące. Przez deszcz miałam ograniczony widok. Z pewnością jestem już blisko celu., bo przecież droga nie mogła ciągnąć się w nieskończoność. Powinnam biec, ale zabrakło mi sił na cokolwiek. Nagle usłyszałam zbliżający się hałas głośnej muzyki. Gdy się odwróciłam, samochód właśnie zahamował w odległości metra od moich nóg. Nim zdążyłam pomyśleć o ucieczce, z auta wyskoczyli jacyś mężczyźni. Zostałam brutalnie wepchnięta do środka, razem z jednym z nich. Ruszyliśmy. Prawie nic nie rozumiałam z tego, co mówili oprócz pojedynczych zdań: „ No dalej … bierz ją”, „A co ty, kochaniutka, taka nieśmiała?”, „Ale nam się trafiło”. Mój mózg rozpoczął pracę w dopiero w momencie, gdy obce łabska zaczęły dotykać mojego ubrania, a po chwili ciała. Przeraźliwy krzyk uwolnił się z gardła i zaczęłam kopać, bić a nawet gryźć napastników. Natychmiast poczułam rękę na ustach. Pod siedzeniem pasażera były butelki po piwie, puste jak i pełne. Widocznie wypili już trochę, bo zapach był ohydny. Szarpałam się coraz bardziej, a jeden z mężczyzn nie dawał sobie ze mną rady. Na jego ręce zostawiłam ogromny ślad moich zębów.
- Zatrzymaj się, kurwa! – krzyknął. – Ona za bardzo się wierci!
Auto gwałtownie zahamowało. Kierowca wyskoczył z samochodu i zaczął go okrążać. Wiedziałam, że walcząc z nimi dwoma, nie mam najmniejszych szans aby wygrać. Nogą dotknęłam guzika, zamykającego drzwi z mojej strony, a następne w kolejności były przednie, pasażera. Mocne szarpnięcie nic mu nie pomogło. Nie spodziewałam się tego, że stłucze szybę! Mogłam się tego domyślić. Mój oprawca miał wolny dostęp do środka, a jego kolega nadal ze mną walczył. Nie wiedziałam jak się bronić, w tym czasie ręce szarpały się z jednym, a nogi kopały drugiego. Ruchem łokcia ogłuszyłam jednego na kilka sekund. Natychmiast chwyciłam większy odłamek szkła i dźgnęłam nim w rękę napastnika. Dodatkowy, mocny kop nogami spowodowały, że odskoczył. To była jedyna szansa na ucieczkę. Wiedziałam, że marnując ją, zgwałcą mnie, lub zabiją. Nie wiem w jaki sposób otworzyłam drzwi, pobiegłam i w którym kierunku. Pamiętam jedynie, że odgłosy mężczyzn nie ustawały. Przemierzałam ulicę najszybciej jak potrafiłam. Zauważyłam las, ruiny budynku i niewielkie wzniesienia. Nadal ich słyszałam, doganiali mnie. Odwróciłam się, ale nikogo nie zauważyłam. To był błąd. W momencie, gdy spoglądałam ponownie na drogę, nie widziałam już nic. Wpadłam w przepaść.
Obudziłam się z silnym bólem głowy. Poczułam, że leżę na czymś naprawdę wygodnym. Powoli otworzyłam oczy, które szybko przystosowały się do otoczenia, gdyż w pokoju jedynym światłem był palący się ogień w kominku. Chciałam się poruszyć, wstać, ale to sprawiło, że cierpiałam bardziej. Szybko porzuciłam ten pomysł. W pewnym momencie poczułam ruch. Instynktownie odwróciłam się z myślą samoobrony, ale moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Po mojej lewej stronie znajdował się mężczyzna, wyglądający na około dwudziestu ośmiu lat, z przydługimi, brązowymi włosami i idealnie zarysowanymi kościami policzkowymi. Na jego twarzy odbijały się płomienie, a ja miałam ogromną chęć, żeby go dotknąć, choć nadal był dla mnie obcy. Odwróciłam się, ponieważ wiedziałam, że pokusa jest bardzo duża. Rozejrzałam się i dostrzegłam szafkę, znajdującą się obok łóżka, a na niej różnego rodzaju opatrunki, maści i inne medyczne rzeczy. Odchyliłam trochę koc, pod którym leżałam i zauważyłam, że całe moje obolałe ciało owinięte zostało w bandaże. Siniaki na rękach i nogach przypomniały mi, co je spowodowało. Zamknęłam oczy. To zbyt trudne. Wspomnienia cały czas napływały, a ja czułam się coraz gorzej. Nie wytrzymałam. Ponownie utknęłam w ciemności.
Głowa już nie bolała i czułam się o wiele lepiej. Spojrzałam w lewo, ale mojego towarzysza nie było. Zaniepokoiłam się. Co robiłam w tym miejscu? Chciałam uciekać, lecz uniemożliwiły mi to odgłosy nadchodzących kroków. Z powrotem ułożyłam się odpowiednio na łóżku, w celu udawania snu. Drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Nie byłam już sama w pokoju. Zamknęłam oczy i zaczęłam modlić się, by mnie nie nakrył. Usłyszałam głośne kroki i starałam się przy tym zachowywać bardzo cicho. Z tego, co usłyszałam, ten, kto mnie odwiedził, dodawał drewno do kominka, otworzył szafkę, a następnie rozpoznałam dźwięk przelewanej wody. W pewnym momencie poczułam coś mokrego na czole. Nie zdawałam sobie sprawy, że mogłabym mieć gorączkę. Ostatkami sił starałam się nie poruszyć. Minęła dłuższa chwila, podczas której nie wiedziałam co robił, ale w pewnym momencie poczułam jak mój koc się unosi. Nie wytrzymałam. Już raz próbowali mnie zgwałcić. Teraz był tylko jeden osobnik, więc moje szanse wzrosły. Gwałtownie uciekłam przed jego dotykiem. Wyrwałam mu tkaninę z ręki i owinęłam się nią szczelnie. Na jego idealnej twarzy zauważyłam szok, a także strach i zmartwienie. Ból, jaki przeszył moje ciało, spowodował że jęknęłam i złapałam się za brzuch. Co ja miałam teraz zrobić? Moje rozmyślania przerwał łagodny głos towarzysza, znajdującego się w pokoju.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię. – Ten łagodny ton trochę mnie uspokoił, ale nie do końca. Nadal czułam się wystraszona. Nieznajomy wstał i obszedł łóżko. W momencie, gdy ręką przytrzymywał klamkę, usłyszałam go ponownie.
- Znalazłem cię wczoraj wieczorem, przy starych ruinach. Suche rzeczy znajdziesz w szafce po prawej stronie, a jak już się przebierzesz, to zawołaj mnie, lub jak będziesz miała wystarczająco sił, przyjdź. – Zamykał już drzwi, gdy ponownie się odezwał. – Jakbyś mnie wołała, to mam na imię Edward.
Wyszedł. Nie wiedziałam, co robić. Kim jest Edward? Próbowałam wstać, jednak nadal wszystko bolało. Po pewnym czasie stanęłam na nogach, podeszłam do szafki i wzięłam suche, czyste ubrania. Nie wiedziałam kiedy ani jak, ale były to moje ubrania, w których na pewno nie byłam tamtego wieczora. Musiałam się dowiedzieć, w jaki sposób rzeczy pojawiły się w tym pokoju. Ubrałam się, podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz. Wygląd holu bardzo różnił się od miejsca, w którym leżałam. Tam można było zauważyć ładne meble, ściany a tu, wiaderka, pędzle i farby. Widać, że niedawno się tu sprowadził. Minęłam łazienkę i weszłam do kuchni. Z daleka słyszałam powolną melodię, uwalniającą się z innego pomieszczenia. Gdy weszłam do kuchni, Edward akurat był odwrócony do mnie plecami. Na sobie miał granatowy podkoszulek i ciemne jeansy. Nie wiedziałam co powiedzieć, czy jak się przywitać. Po chwili nie musiałam, bo to mój towarzysz odezwał się pierwszy.
- Cieszę się, że cię widzę. Proszę usiądź, musisz zjeść coś ciepłego. – Gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, mówił dalej. – Nie wiem co lubisz, a czego nie, dlatego mam nadzieję, że moja kuchnia będzie ci smakować. – Nadal milczałam, a on nie wytrzymał. – Może odezwiesz się choć raz? Miałbym przynajmniej pewność, że lepiej się już czujesz, bo nadal jesteś blada.
- Nic mi nie jest, dziękuję. – Dobry początek, teraz muszę się dowiedzieć, gdzie jestem.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jestem i – pokazałam na pomieszczenie – co tutaj robię?
- Jak już mówiłem wcześniej, znalazłem cię w ruinach. Nie wiem co tam robiłaś, byłaś zakrwawiona, posiniaczona i ciężko oddychałaś. Naprawdę się przestraszyłem, a wiedziałem, że tutejszy lekarz nie zajmie się tymi ranami dostatecznie dobrze, więc zaopiekowałem się tobą. Możesz mi zaufać, wiem co robię.
- Moja rodzina będzie się o mnie martwić. – wymamrotałam.
- Wiem, dlatego zadzwoniłem do Charliego – odparł spokojnym tonem. – A uprzedzając twoje następne pytanie to… tak, grzebałem w torbie, ale tylko po to aby zadzwonić do twoich bliskich.
- Co powiedzieli jak mi przekazałeś, gdzie jestem?
- Cóż, na początku nie chcieli mi uwierzyć, ale po pewnym czasie jak nie wracałaś, to sami do mnie oddzwonili. Przekazałem im, że jesteś pod moją opieką, żeby byli spokojni, bo wiem co robię.
- Ale dlaczego ich tutaj nie ma? – Ciągle nie mogłam zrozumieć tego, co się wokół działo.
- Ostatnia burza była bardzo obfita, zalała Forks i okolice. Na razie nie mają możliwości dojechania tutaj. Może jutro rano udałoby się jakoś przejechać. Potem cię odwiozę, oczywiście jak będziesz czuła się lepiej.
Nie wiedziałam co mówić, o czym z nim rozmawiać. Nie znałam tego człowieka, ale w jego oczach dostrzegłam troskę. Zaopiekował się mną, więc powinnam być mu wdzięczna. Gdyby nie on, na pewno leżałabym martwa.
- Dziękuję – wyszeptałam - za to, co dla mnie zrobiłeś. Wiem, że gdyby nie ty, już dawno bym nie żyła. I przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, ale wystraszyłam się.
- Rozumiem. Obcy mężczyzna, dom, ale nie musisz się mnie obawiać. Nic ci nie zrobię. Och i nie dziękuj, opieka nad tobą należała do przyjemnych rzeczy. A teraz chodź, musisz coś zjeść.
Zjadłam potrawę, którą przygotował. Od tamtej rozmowy, dogadywaliśmy się coraz lepiej. Dziwiło mnie to, ponieważ on był ode mnie starszy o kilka lat. Wróciliśmy do pokoju, siadając wygodnie przed kominkiem. Edward dołożył trochę drewna, żeby ogień nadal się tlił. Rozmawialiśmy o nieistotnych rzeczach, ale z upływem czasu moje zaufanie wzrastało, można powiedzieć, że zaczęłam go lubić. Edward uśmiechał się i żartował. Z powodu bólu starałam się tak często nie uśmiechać. Podczas pogawędki zrobiłam się senna, lecz nie chciałam rezygnować z przebywania w jego towarzystwie, dlatego też oparłam głowę na jego ramieniu i słuchałam. Nie wytrzymałam zbyt długo, bo zmorzył mnie sen, lecz mimo to poczułam jak mężczyzna podnosi mnie i kładzie na łóżku. Gdy dotknęłam miękkiego posłania, otworzyłam oczy aby zobaczyć, co robi mój towarzysz. Zauważyłam, że rozkłada koc na podłodze.
- Nie ma innego łóżka w twoim domu? – zapytałam, spoglądając na niego.
- Nie ma, jedynym jest to, na którym leżysz, ale mi to nie przeszkadza. Mam kominek, więc będzie mi ciepło, nie przejmuj się. – Posłał wymuszony uśmiech w moją stronę.
- Teraz jest gorąco, bo dorzuciłeś drewna, ale potem… będzie ci zimno i to ja będę musiała się tobą później opiekować. – Uśmiechnął się, słysząc moje zdanie. - Nie jestem w tym tak dobra jak ty.
- Jeśli będzie zimno, założę sweter. To nie jest żaden problem. Najważniejsze jest, żebyś ty wyzdrowiała. Ja jestem odporny, nie takie rzeczy przeżywałem, nie musisz się martwić.
I co miałam teraz zrobić? Przecież nie pozwolę, żeby spał na podłodze i to przy mnie. Nie zniosłabym takiego widoku.
Jednak jedynym łóżkiem było to, na którym spałam. Ufałam mu, co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości, ale czy zgodziłby się spać obok mnie? Musiałam zaryzykować i zapytać.
- A może położyłbyś się razem ze mną na tym łóżku? Jest wystarczająco dużo miejsca na dwie osoby – zapytałam cicho. Zauważyłam, że przestał zajmować się kocem, gdy usłyszał moje pytanie.
- Myślałem, że mi nie ufasz? – zapytał smutnym głosem.
-Gdybym ci nie ufała, uciekłabym od razu po przebudzeniu. Jestem ci wdzięczna za uratowanie życia, więc nie mogę patrzeć, że śpisz na podłodze. Chodź, nie gryzę. – Uśmiechnęłam się zachęcająco.
Podszedł powoli do łóżka w taki sposób abym się nie wystraszyła. Z małym bólem odsunęłam swoje ciało i zrobiłam miejsce dla Edwarda. Położył się wygodnie i przykrył. Wpatrywał się w sufit, a po chwili zamknął oczy. Przecież to nie możliwe, żeby już zasnął. Po chwili odwróciłam się i podkładając rękę pod głowę, spoglądałam w jego kierunku. Podziwiałabym dalej jego urodę, gdyby nie to, że ogarnęła mnie senność. Zapadałam już w krainę szczęśliwości, gdy poczułam jak Edward się porusza. Otwierając trochę oczy, widziałam, że na mnie patrzy. Nie wiem, czy miał świadomość tego, iż mu się przyglądałam, ale nie obchodziło mnie to. Uśmiechnęłam się i powoli oddałam w objęcia Morfeusza, a ostatnim, co poczułam, był delikatny dotyk palców Edwarda na moim policzku.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez new life dnia Wto 20:03, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Claudia116
Gość
Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć:
|
Wysłany: Wto 0:22, 13 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Mam pytanko czy tego FF będzie ciąg dalszy???Czy to tylko miniaturka?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Egoistka
Uzależniony
Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 627
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Szczecin Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:54, 13 Paź 2009 Temat postu: Re: Nigdy więcej [NZ] +18 Prolog+1 rozdział 10.07.09 |
|
|
new life napisał: |
W życiu wszystko powinno przebiegać perfekcyjnie I zgodnie z planem, inaczej nie miałoby to sensu. Ja takowy plan miałam, ale wszystko zmieniło się, gdy spotkałam jego – Edwarda Cullena. Pewnie myślicie, że moje życie jest piękne i usłane różami, jednak nie macie pojęcia, że jesteście w błędzie.
|
1. Jak to przeczytałam, to miałam nadzieję, że to będzie ten Zuy Edward, a ty tu wyskakujesz z kolejną kochaną i opiekuńczą wersją. No dobra...
2. Nie lubię Belii, więc nie miałabym nic przeciwko krzywdzeniu jej w tym ff.
3. Może jeszcze coś wstawisz? Stylistycznie nie jest źle, ale trening czyni mistrzynię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shige
Obserwator
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:56, 13 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wzięłam się za czytanie myśląc, że tekst jest krótszy. Jakoś sobie tak przejechałam suwakiem i mi tak optycznie wyglądało malutko. Ale jak już zaczęłam, to nie wypadało skończyć w połowie.
Topornie mi się czytało. Bardzo nie lubię tak szczegółowych opisów w 1os. l.poj. (wkurza mnie, że w prawie każdym zdaniu jest końcówka 'am'). Szybko nuży taki tekst. Brakowało mi akapitów w miejscach, które aż się o niego prosiły. Ale to moje subiektywne odczucie. Co do samej treści - gwałt, podobał mi się pomysł, sposób opisania nie za bardzo. Mogłaś z tego wyciągnąć nutkę tragizmu i prawdziwej emocji, a w sumie to żadnego uczucia nie wzbudził we mnie ten tekst. Potem nie spodobała mi się ta naiwna ufność. Myślę, że gdybym przed chwilą była prawie-zgwałcona nie wpuściłabym za żadne skarby tego świata obcego człowieka do łóżka. NEVER. Chociaż byłby nie wiadomo jak miły i sympatyczny. No cóż, to taka dygresja odnośnie skonstruowania psychiki bohaterki, która chyba została zbyt naciągnięta na potrzeby opowiadania. No.
Mam nadzieję, że w kontynuacji (myślę, że taka będzie) pojawi się coś co naprawdę zasługuje na znaczek +18.
Fajnie, że nie miałaś dużo błędów. Ale parę było - zwłaszcza interpunkcyjne, gdzieniegdzie stylistyczne. Jak chcesz abym je jako tako wypisała to mogę później.
A tak w ogóle... zawsze mi się wydawało, że samochodowa szyba tłucze się na drobny mak, ty zaś opisałaś:
Cytat: | Natychmiast chwyciłam większy odłamek szkła i dźgnęłam nim w rękę napastnika. |
Co do interpunkcji to tak, jak każdemu się zdarza (a mnie najczęściej chyba ==') - zgubione przecinki i te niepotrzebne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
new life
Gość
Dołączył: 10 Lip 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:02, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za długą nieobecność i zapraszam do czytania
Dziękuje za opinie i krytykie. Najważniejsze że to przeczytaliście
2.
Od tamtego razu przebywałam z Edwardem coraz więcej. Czasami, gdy spotykałam ludzi Jamesa na mieście, lub w sklepie, on zawsze mnie przed nimi chronił. Mój ojciec go nie polubił, ale zbytnio się tym nie przejmowałam. Uważał, że najlepiej by było, gdybym związała się z ludźmi Jamesa. Jednakże czy to, co mnie łączyło z Edwardem, można nazwać związkiem? Spędzaliśmy dużo czasu razem, przez co zbliżaliśmy się bardziej do siebie. Zdarzały się takie momenty, podczas których myślałam, że mnie pocałuje w usta, ale on tylko spoglądał swoimi pięknymi oczami i przytulał, oraz całował w czoło, lub policzek, przez co byłam na granicy wytrzymałości. Pewnego dnia spotkałam w sklepie Jamesa, który od razu zaczepił mnie i nie pozwolił wyjść. Szeptał coś o gołąbku, rozwijaniu skrzydeł i o tym, że jakbym chciała spotkać prawdziwego mężczyznę to on mi takiego pokaże. Wtedy pojawił się Edward, przywitał się grzecznie z mężczyzną i położył rękę na moim ramieniu w taki sposób, że dotykał bluzki, w okolicach piersi. Nie uszło to uwadze Jamesa, który tylko się uśmiechnął. To przekroczyło wszelkie granice. Dość prędko, lecz spokojnie, pożegnałam się z moimi towarzyszami i wyszłam ze sklepu, kierując się do samochodu, przy którym dogonił mnie Edward. Nie czekałam na to, aby otworzył mi drzwi, więc po prostu wsiadłam i ruszyliśmy do jego domu. Pamiętam do dziś to, co wydarzyło się potem. Nigdy tego nie zapomnę...
Gdy wracaliśmy, obydwoje byliśmy w złych humorach. Ja, bo nic nie mówił, co jeszcze bardziej mnie złościło i on, ponieważ miałam pretensję o takie coś. Jego ręce mocno ściskały kierownicę, a gdy już zatrzymaliśmy się przed domem, wyskoczyłam z samochodu, nie czekając na niego. Denerwowała mnie zazdrość, ponieważ ten, który nie chciał posunąć się dalej w naszych relacjach, przy obcych dawał znać, że jestem jego własnością. Niedoczekanie… Gdy byłam już przy drzwiach, z zamiarem zatrzaśnięcia mu ich przed nosem, ktoś gwałtownie chwycił mnie za ramiona.
- Puść!- Nie zamierzałam być milutka. Niech wie, że ja tez potrafię postawić na swoim.
- Nie ma mowy, musimy pogadać.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Nie będziesz zachowywał się przy innych tak, jakbyśmy uprawiali seks, a w domu ledwo co dotykasz mojego policzka. Nie nadążam już za twoimi humorami. Nie zamierzam się przed tobą płaszczyć. Tylko pójdę się spakować i już mnie nie ma. Będziesz wolny, słyszysz? Będziesz wolny! – wykrzyczałam ostatnie słowa, ruszając w stronę pokoju, chociaż w oczach pojawiły się już łzy.
- Czy ty myślisz, że nie chcę cię dotykać?! Nawet nie wiesz jak mi ciężko stać przy tobie i nie mieć kontaktu z twoją skórą! – Chwycił mnie za rękę i zjechał do nadgarstka, po czym go ścisnął. – Jeżeli nadal myślisz, że tego nie pragnę, to może teraz zmienisz zdanie.
Gwałtownie zmiażdżył moje usta swoimi. Język wdarł się przez wargi i penetrował ich wnętrze. Byłam wściekła. Jak on może tak postępować?! Nie panowałam już nad sobą i zaczęłam uderzać pięściami po jego bokach i plecach. To spowodowało, że stał się jeszcze bardziej agresywny. Złapał jedną ręką moje dłonie, uniósł je nad głową i przygwoździł do łóżka. Usłyszałam trzask rozrywanej bluzki, kiedy guziki poleciały w różne strony. Takim samym brutalnym ruchem rozdarł mój biustonosz. Wolną ręką otoczył pierś i wgryzł się w szyję powodując, że jęknęłam z rozkoszy. To stawało się coraz bardziej dzikie. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam... Przycisnął swoje biodra, abym mogła poczuć jego męskość. Odchylił nieco głowę i spojrzał w moją twarz. Widział, że wściekłość zamienia się w pożądanie i zdziwiłam się, gdy to uczucie spodobało mi się. Jego przyspieszony oddech dorównywał tempa mojemu. Nie wiem ile czasu tak na siebie patrzyliśmy. Rysy Edwarda powoli łagodniały, usta zbliżały w powolnym tempie, przez co nie wytrzymał i ponownie wpił się w moje wargi. Lecz był to inny pocałunek, równie namiętny i ognisty, natarczywy i niesamowity jak poprzedni, ale już nie tak brutalny. Nie było mowy o gniewie, niezadowoleniu, ponieważ przejawiała się tylko rozkosz. Usiłowałam uwolnić ramiona, lecz nie po to, żeby walczyć, ale by przybliżyć, dotykać i oddawać pieszczoty z taką samą intymnością jak on. Kiedy wypuścił moje nadgarstki, zanurzyłam palce w jego włosach i zacisnęłam mocno, aby jak najdłużej przytrzymać nasze złączone usta.
- Wstrzymywałem się jakiś czas, ale już więcej nie potrafię. Nie mogę dłużej ze sobą walczyć.
- To nie walcz – odpowiedziałam.
Wsunął ręce pomiędzy nasze splecione ciała i zadarł spódnicę. Pomogłam mu, gdy ściągał moją bieliznę. Szybko poradził sobie z zamkiem od spodni, przy okazji zdejmując bokserki. Delikatnie drażnił mnie swoim twardym członkiem i dotknął wilgotnej kobiecości. Nie wiem dlaczego się powstrzymywał. Patrzył smutnym wzrokiem, a ja modliłam się, aby nie przestawał, nie teraz.
- Czy to cię będzie bolało?
- Nie wiem.
- Boisz się?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, bo ty jesteś ze mną.
- Zawsze będę przy tobie.
Wszedł ostrożnie. Spodziewałam się gorszej boleści, jednak poczułam dwa pchnięcia, a następnie przestał. Bałam się, że może mu się nie podoba, ale on mnie tylko przytulił. Sprawił, że czułam się lepiej. Ból, choć znikomy, mijał. Po pewnym czasie czułam tylko jego w swoim wnętrzu. Niepocieszona, że przestał napierać, wierciłam się. Spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami i pocałował moje usta. Widocznie zauważył, że czuję się już lepiej, gdyż jego ruchy, na początku powolne, stawały się coraz szybsze. Zamknęłam powieki.
- Proszę, otwórz oczy. Chcę, żebyś patrzyła na mnie, a ja na ciebie.
Przestraszyłam się, ale spełniłam prośbę. Od razu napotkałam jego wzrok i podziwiałam rysy twarzy. Zmarszczył czoło i przycisnął je do mojego. Nasze oddechy stawały się coraz bardziej niespokojne. Nos przy nosie, usta przy ustach. Podczas, gdy jego ręce dotykały mych pośladków, wargi ocierały się o siebie, jego ciało nadal napierało. Po chwili poczułam, że coś się zmienia, jakby pojawiła się niesamowita rozkosz i napięcie. Momentami nie mogłam zaczerpnąć tchu. Jęki powoli wypełniały mnie od środka. To coś rosło z każdą sekundą, a uczucie było niesamowite i wspaniałe. Powoli zatracałam się w sobie, moje ręce ściskały plecy Edwarda, zęby gryzły szyję, a ciało wygięło się w łuk. Nigdy nie przypuszczałam, że to będzie tak przyjemne doznanie. Nie spodziewałam się, że mój pierwszy raz dorówna marzeniom, a do tego z tak wspaniałym mężczyzną, tu, na jego łóżku. Gdy emocje opadły, leżeliśmy przytuleni do siebie. Wyszedł z mego wnętrza, co sprawiło ukłucie w sercu. Zmartwiłam się, że jemu nie było tak dobrze jak mi.
- Bello…
- Tak?
- Podobało ci się?
- Oczywiście. Było cudownie, to ja powinnam zapytać, czy jesteś zadowolony. Przecież ty nie… nie było… przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Ostatnią rzeczą, jaką chcę, jest to, abyś się o coś obwiniała. Ogromnie się cieszę, że miałem ten zaszczyt być twoim pierwszym. I jak tu ktoś miałby błagać o wybaczenie, to tylko ja. Dlatego przepraszam za to jaki byłem, jaki czasami jestem i jaki prawdopodobnie będę. Musisz mi po prostu zaufać i uwierzyć, że nigdy cię nie opuszczę. Po prostu denerwują mnie ci mężczyźni, którzy kręcą się koło ciebie. Niech wiedzą, że nie mają do ciebie prawa. Nigdy. A co do tego, że ja jeszcze nie doszedłem, to nie martw się. – Podniósł się i zaczął rozbierać.
- Dlaczego? – zapytałam. Kiedy skończył, wrócił do mnie. Podczas, gdy pomagałam mu zdjąć szczątki mojego ubrania, wyjął z kieszeni dziwną paczuszkę i rozrywając ją, spojrzał tym swoim uśmiechem.
- Kochanie, dlatego, że ja jeszcze z tobą nie skończyłem.
Spełnił swą obietnicę i po chwili znów znalazł się we mnie. Już nie był tak delikatny jak poprzednio, co mi w ogóle nie przeszkadzało. Widziałam, że nie powstrzymywał się tak jak to robił za pierwszym razem. Uczucie rozkoszy powróciło, a skurcze jego członka we wnętrzu świadczyły, że czuł to samo. Po chwili opadł na moje ciało i leżeliśmy na łóżku zmęczeni, spoceni, lecz spełnieni. Przykrył nas kocem i przytulił się do mnie. Oddech wyrównał mu się i Edward zapadł sen, opierając się głową na piersi, a ja głaskałam go po niesfornych włosach i rozmyślałam. Chociaż nie powiedział, że mnie kocha jestem pewna, że zrobi to w niedługiej przyszłości. Zastanowiło mnie tylko jedno zdanie: „… przepraszam za to jaki byłem, jaki czasami jestem i jaki prawdopodobnie będę…”.
3.
Nigdy potem nie zastanawiałam się nad słowami „… i jaki prawdopodobnie będę…”. Ludzie Jamesa, a nawet on sam, coraz częściej stawali na mojej drodze. Nie zawsze miałam przy sobie obrońcę. Musiałam więc liczyć na siebie. Dostałam kilka lekcji samoobrony od Charliego i o dziwo, od Edwarda również. To właśnie od tego drugiego najwięcej się nauczyłam. W moim życiu wiele się zmieniło. Mogłam się bronić, co czasem dawało zaskakujące rezultaty. Jednak ciągła walka i napięcie są strasznie wyczerpujące. Po pewnym czasie nie miałam już sił. Nie mogłam myśleć o tym, czy ktoś mnie obserwuje, lub knuje coś za plecami. Miałam dość. Jedyne, co by mnie uratowało, to opuszczenie tego miejsca. Bezpieczna czułabym się z Edwardem przy sobie, ale wiem, że to jest niemożliwe. Mając dziewiętnaście lat nie mogłam dużo zdziałać. Wiele dziewczyn w moim wieku było zamężnych, a wiedziałam, iż ukochany nawet by o tym nie pomyślał. To sprawiało, że czułam przygnębienie. Gdy mnie pytano co się dzieje, odpowiadałam, że nic. Właściwie nie kłamałam. Nadal te same kłopoty, mama histeryczka, ojciec, bojący się własnego cienia, pomimo tego, iż uczył mnie samoobrony i Edward, który może i jest przy mnie, ale ja nie czuję jego obecności. Coraz więcej czasu spędzaliśmy osobno. W dzień widzieliśmy się może kilka godzin, a jeżeli chodzi o noce to… cóż, nic na to nie mogłam poradzić.
***
I tak oto pewnego wieczora wracałam od niego sama, chociaż bardzo chciał mnie odprowadzić, ale ja wiedząc, że ostatnio się od siebie oddaliliśmy, nie miałam na nic ochoty. Moje serce cierpiało, bo mimo, iż widział co się ze mną dzieje, nic nie robił. Wychodząc z lasu, zauważyłam palące się światło w salonie. Wóz stał na swoim miejscu, zaś furtka, zazwyczaj zamknięta, dziś została otwarta specjalnie dla mnie. Schodziłam już z górki, gdy czyjeś silne ręce złapały mnie w pasie. Poczułam zapach alkoholu, gdy zaczął do mnie mówić jakiś głos.
- Gdzie tak pędzisz, kochaniutka?- zapytał z uśmiechem nieznajomy i poznałam, że jest to Laurent.
- Do domu, puść mnie!- Rozkazałam, na co tylko się roześmiał.
- A co ty taka pyskata się zrobiłaś, co?- zapytał.- Jak cię ten twój dotyka, to nie protestujesz. Z kolei tutaj są inne reguły. Wiesz dobrze, że wszystko należy do Jamesa, więc ty również.
- Nie jestem niczyją własnością! - krzyknęłam, co ponownie sprawiło, że się zaśmiał.
- Oj, widzę, że jeszcze nic nie wiesz. A może to i dobrze. Niedługo nie będziesz miała nic do gadania. Jak James postanowi to będziesz jego, a że jestem bliskim pracownikiem, to także i do mnie. Może i w małym stopniu, ale jednak cos tam mi się należy. Właśnie sobie pomyślałem, że możesz teraz poćwiczyć. Co ty na to? Trochę się zabawimy i nic nikomu nie powiemy.
- Chyba żartujesz! Wynocha stąd!- Starałam się go odepchnąć, jednak był zbyt silny.
-Oj, nie wyrzuca się mnie z posiadłości, bo to może się źle skończyć dla gospodarza, a ty nie chcesz, żeby ojczulkowi coś się stało, prawda? Dlatego też bądź cicho, a będę delikatny.
Zostałam gwałtownie pchnięta do tyłu i upadłam na maskę samochodu, który był ukryty pomiędzy drzewami. Moje krzyki stawały coraz głośniejsze, ale wiedziałam, że nikt mi nie pomoże. Znajdowałam się zbyt daleko, mimo iż widziałam dom z tej odległości. Zaczęliśmy się szarpać. Co chwilę słyszałam trzask rozrywanego materiału. Jednak nie czułam się osłabiona, a mój umysł nie był już tak bezbronny. Przypomniałam sobie kilka chwytów i przy dobrej okazji, skorzystałam z nich. Silny kop w krocze trochę sparaliżował oprawcę, do tego uderzyłam go w twarz, przez co odsunął się nieznacznie. Szybko stanęłam na twardym gruncie i rozpoczęłam ucieczkę. Nie zrobiłam nawet trzech kroków, kiedy ponownie zostałam schwytana. W oddali ryk silnika zagłuszył naszą szarpaninę, a nadjeżdżający samochód zahamował z piskiem opon, ale nie zwracałam na to uwagi. Poczułam dłonie na swojej szyi i naprawdę się przeraziłam. Stopy nie dotykały już ziemi, a ja szamotałam się, starając uwolnić się od uścisku.
- I co teraz zrobisz, suko? Gdzie twój kochaś?
Miałam trudności z oddychaniem, a coś ciężkiego uderzyło Laurenta, przez co moje ciało bezwładnie uderzyło o podłoże. Powieki opadały coraz niżej. Mogłam zobaczyć leżącego napastnika, brutalnie kopanego przez Edwarda. Gdy oczy prawie się zamknęły, zauważyłam wybawcę, zmierzającego w moją stronę. Na granicy świadomości poczułam, że podnosi mnie i bierze na ręce, a gdy ruszyliśmy w innym kierunku, niż planowałam, zabrzmiał jego głos:
- Przepraszam, kochanie. Naprawdę przepraszam - wyszeptał, gdy traciłam resztki sił.
***
Kiedy odzyskałam wystarczająco dużo energii, aby zdać wszystkie egzaminy na studiach, wyjechaliśmy z Forks. Musiałam odpocząć i Edward doskonale o tym wiedział. Mając szkołę z głowy, ruszyliśmy przed siebie. Staraliśmy się, aby wszystko wróciło do normy. Nawet nam się to udawało. Ponownie uśmiechałam się, rozmawiałam, myślałam o wspólnej przyszłości. Dwa tygodnie przed planowanym powrotem, Edward oświadczył mi się. Dużo o tym dyskutowaliśmy. Po powrocie do domu znów byłabym narażona na ataki, ale obecność ukochanego ratowała mnie przed nimi, dlatego takie, a nie inne wyjście z sytuacji było konieczne. Mogłabym mieszkać nawet w jego małym domku, ale pragnęłam być obok niego. Sama jego obecność uspokajała mnie, sprawiała że czułam się bezpieczniej. Nie było romantycznych oświadczyn, czy też kolacji przy świecach. Zamiast tego rozmowy, plany i chociaż tego nie okazywał, wiedziałam, że również się cieszył.
***
Po powrocie zdjęłam i powiesiłam płaszcz na wieszaku. Będąc nadal w szpilkach, podeszłam do okna. Słońce już zachodziło, rzucając ostatni promień na miasto. Kolejny dzień dobiega końca, jego miejsce zajmie noc, a powrót do rodzinnego miasteczka zbliża się wielkimi krokami. Ten moment był nieunikniony, tak samo jak fakt ponownego spotkania demonów przeszłości. Po odsunięciu firanki, otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz. W oddali zauważyłam bawiące się w chowanego dzieci, które wcześniej, czy później zostaną znalezione. Czy można ukryć się tak, aby jedni wiedzieli, natomiast inni nie mieli pojęcia, gdzie się znajdujesz? A także, czy osoby te byłyby bezpieczne? Już na samą myśl dostałam gęsiej skórki. Mocno zaczerpnęłam powietrza, pragnąc uwolnić umysł. Po chwili usłyszałam cichy odgłos zamykanych drzwi wejściowych, szelest firanki. Wystarczyło delikatne pieszczenie szyi, a powietrze nie było mi potrzebne. Wystarczył on i jego dotyk.
- Jest strasznie zimno, chodź, wejdziemy do środka.
- Poczekaj, zobacz. - Ręką wskazałam mu zachód słońca. - Czyż on nie jest piękny? - zapytałam. - Tak delikatny, nawet bezbronny, a w rzeczywistości nieosiągalny. Ile trzeba przejść, aby coś dostać? Co trzeba zrobić, by na coś zasłużyć? - Gdy ostatnie promienie słońca znikały za horyzontem, dodałam: - Jak mam uciec od jednych, jednocześnie widzieć się z drugimi? Czy znasz odpowiedź choćby na jedno pytanie?
- Niestety nie wiem. Rola, którą pełnię, nie polega na tym, żebym odpowiadał. Moim zadaniem jest robienie tych wszystkich rzeczy. Abyś widziała się z tymi, których kochasz i unikała tych, których nienawidzisz. Po powrocie będziemy razem. Uczę się na błędach i nie pozwolę ci być samej. Nawet jak się pokłócimy to będziesz w pobliżu, abym wiedział, że jesteś bezpieczna.
- Tak samo mogę być z rodzicami, oni będą się mną zajmować - odparłam, mimo że podobała mi się jego wypowiedź.
- Czy mówisz o tych rodzicach, którym nie podoba się, że jesteś ze mną? Czy masz na myśli matkę, nie umiejącą zaopiekować się własnym dzieckiem i mimo że cię bardzo kocha, czasem jej leki blokują logiczne myślenie? A może Charlie! Czy tak powinien zachowywać się opiekuńczy ojciec, który najlepiej połączyłby cię z Jamesem, tak aby miał święty spokój? Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobił. - Na wspomnienie tego imienia zamknęłam oczy, starając się odegnać złe myśli. – Przepraszam, nie powinienem tak mówić, ale musisz zrozumieć, że nie możesz tam sama wrócić. Będę cię bronił przed wszystkimi i zawsze znajdziesz mnie obok. - Kiedy przybliżył usta do mojego ucha, wyszeptał tylko dwa słowa. -Już zawsze.
W momencie, gdy jego nos wędrował wzdłuż mojej szyi, powoli otworzyłam oczy.
- Co masz na myśli mówiąc „już zawsze”? Nie możesz być wszędzie tam, gdzie jestem. Tak samo jak ty, ja też mam swój dom. - Rękami otoczyłam jego szyję, przysuwając się nieznacznie. – Poza tym nie chodzi o to, iż tego nie chcę, tylko że jest to nierealne.
- Oczywiście, że jest. Potrzebuję tylko twojej zgody i załatwimy to tu, w tym mieście.
- Ale co ty chcesz załatwiać?- zapytałam, mimo że zdawałam sobie sprawę co ma na myśli, nie chciałam mu okazywać jak bardzo się cieszę.
- Jeżeli Ty, Bello Swan, zechcesz zostać moją żoną, obiecuję bronić cię przed wszystkim i wszędzie. Potrzebuję tylko twojej zgody, aby nikt nas nie rozdzielił. - Oparłam głowę na jego ramieniu i milczałam, a łzy szczęścia, których nie zauważył, spływały po moim policzku. – Proszę, odpowiedz mi - wyszeptał, gdy nadal nie otrzymał odpowiedzi.
- Edwardzie, oczywiście, że się zgadzam. Nie wiem dlaczego masz jakieś wątpliwości. A! Głuptasie, co robisz?- Gwałtownie wziął mnie na ręce i skierował się do drzwi.
- Pytasz się co robię? Otóż właśnie moje oświadczyny zostały przyjęte!- wykrzyczał trochę za głośno w momencie, kiedy wchodziliśmy do pokoju.
Znajdując się w środku, zostałam delikatnie rzucona na łóżko. Obserwowałam jak mój ukochany w szybkim tempie zdejmuje z siebie ubranie i kieruje się w moją stronę.
- Gdy już z tobą skończę, pójdziemy na zakupy. Na wielkie zakupy.
***
Gdy wróciliśmy do Forks Edward zaskoczył mnie tym, że nie zajechaliśmy do jego domu, tylko do innego, naszego. Był on za duży i niepotrzebny, ale wiedziałam, że to miała być niespodzianka dla mnie, więc się cieszyłam. Mieliśmy też służbę, a jedyną osobą, za którą nie przepadałam, była Jane, spędzająca bardzo dużo czasu z moim mężem.
***
Podjeżdżaliśmy do jego domu. Zaczynałam już rozpinać pasy, gdy niespodziewanie złapał mnie za ręce, abym przestała. Zauważyłam, że nie skręciliśmy tam, gdzie powinniśmy.
- Kochanie, gdzie jedziemy? – zapytałam zmartwionym głosem.
- Nie powiem ci – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Ale dlaczego? – dopytywałam.
- To niespodzianka. Nie denerwuj się, zaufaj mi, dobrze?
- Dobrze - odpowiedziałam grzecznie, mając świadomość, że niczego nie osiągnę.
Chociaż byłam bardzo ciekawa, milczałam. Po około pięciu minutach znów się odezwał.
- Zakryj oczy. – Spojrzałam na niego groźnie. – Proszę?
- Niech ci będzie. – Uśmiechnęłam się i posłusznie zamknęłam powieki.
Samochód zatrzymał się. Edward otworzył swoje drzwi i okrążył auto, po chwili poczułam jego dłoń, pomagającą mi iść po nierównej powierzchni. Przystanęliśmy. Nie czułam już ręki na swoich oczach i zaczęłam się bać, przez co opuściłam głowę.
- Bello, otwórz oczy.
Wdech… wydech… wdech… Rozchyliłam powieki. Zauważyłam pod nogami ładne, niebieskie pudełko.
- I jak? - zapytał.
- Śliczne – odparłam. - Dobrze wiesz, że lubię niebieski kolor.
- Kochanie, to coś znajduję się trochę wyżej. Podnieś głowę.
Powoli, nie spiesząc się, podniosłam ją. Moim oczom ukazał się piękny dom, może i pałac. Ogromny , chociaż zbyt duży jak na dwie osoby. Wiedziałam, iż ukochany zrobił to po to, żebym czuła się lepiej, ale przecież samo bycie z nim było cudowne. Nie potrzebowaliśmy niczego więcej.
- Och, on jest naprawdę śliczny. Skąd wziąłeś na to pieniądze?- zapytałam podejrzliwie.
- Kochanie, nie martw się. Zaoszczędziłem trochę. Chcę, żeby to był nasz wspólny dom.
Czy to ma być trochę, pomyślałam. Rozejrzałam się dookoła. Podjazd był na około pięciu samochodów, ogrodzenie bardzo wysokie i wyglądało jak pancerne. Nie znałam się na tym, więc nic nie mówiłam. Rozmyślenia na ten temat przerwał Edward, który wziął mnie na ręce bardzo szybko, czego się nie spodziewałam i aż krzyknęłam.
- Co robisz, wariacie? Przecież umiem chodzić! – Zaczęłam się śmiać.
- Jak to co? – zapytał zdziwiony. – Żonę należy przenieść przez próg, a ty, jak dobrze pamiętam, jesteś moją żoną. – Też się uśmiechał.
- Tak, dobrze pamiętasz, ale uważaj przy przejściu. – Pogroziłam mu palcem.
- Wiem, kochanie. Teraz uwaga, przechodzimy i… witaj w domu, kochanie. – Obdarował mnie niesamowitym pocałunkiem, który wróżył szczęśliwe życie w nowym miejscu.
***
Nasze stosunki były bardzo dobre, choć nie spędzaliśmy dużo czasu razem, czuliśmy się szczęśliwi. Zawsze rozmawialiśmy o wszystkim i podejmowaliśmy wspólne decyzje. Podczas, gdy on pracował, ja zajmowałam się domem i pomimo służby, padałam czasami ze zmęczenia. Momentami chciałam zatrzymać czas, bo czułam się tak cudownie... Często wyjeżdżaliśmy razem na zakupy, kolacje lub do znajomych. I tak właśnie było tym razem.
***
Po powrocie do domu poszliśmy do kuchni. Gdy zastanawiałam się co możemy zjeść, Edward podszedł do mnie i objął.
- Kochanie, co zjemy na kolację? - zapytałam.
- A musimy? – Drażnił palcami moje sutki przez materiał bluzki.
- Jestem trochę głodna, więc myślę że tak. - Z trudem wyjąkałam.
- Na pewno? – Uklęknął delikatnie.
- Hm... o co pytałeś?
- Czy na pewno jesteś głodna, bo może przestałaś być? Więc jak?
Z westchnieniem wymówiłam jego imię.
- Edward?
- Tak?
- Wiesz, chyba mi przeszedł głód. Możemy zjeść później.
- Ależ nie musimy, po prostu ktoś inny będzie moim posiłkiem.
Gwałtownie położył mnie na zimny blat, podciągnął koszulkę, zerwał biustonosz i rozchylił nogi. Poczułam jego język między udami. Szedł wyżej, ale jakie było moje rozczarowanie, kiedy minął TO miejsce. Jęknęłam, aby pokazać mu swoje niezadowolenie. Podczas gdy ręce ściskały moje pośladki, jego język przesuwał się w kierunku piersi. Drażnił je jedno po drugim, a następnie wracał do poprzedniego. Jeszcze kilka takich rund, a doszłabym tutaj, bez udziału jego penisa. Zamknęłam oczy. Przerwał ssanie sutków i przybliżył się do mojego ucha.
- Spokojnie, tamto miejsce zostawiam sobie na deser.
Zaczął gryźć małżowinę uszną. Starałam się nie być bierna i rozpinałam jego koszulę. Z powodu zamkniętych oczu i jego zabawy, moimi częściami ciała, miałam problem z rozpięciem ostatniego guzika. Oderwałam go. Nie myślałam o tym czy Edward będzie na mnie zły. To była jego ulubiona rzecz.
- Trzeba było mi powiedzieć, na pewno bym ci pomógł –wyszeptał. Wyczułam na jego twarzy uśmiech.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Dokończ to, co zacząłeś robić.
W odpowiedzi wgryzł mi się w szyję. Może w innej sytuacji bolał by mnie to, ale teraz uważam, że jest to bardzo podniecające i muszę przyznać, iż podziałało. Ściągnęłam koszulę i pieściłam jego plecy. Gdy wbiłam w nie paznokcie, ukochany jęknął do mojego ucha. W momencie kiedy moje plecy wygięły się w łuk, stanął przede mną. Silne ręce ściskały piersi, a gdy spojrzałam Na Edwarda, miał on zamknięte przymknięte oczy. Zamglonym wzrokiem patrzył na mnie i wiedziałam już, że to jest coś lepszego, niż kolacja. Moje nogi, które opadały z blatu, zostały podniesione pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ściągnął bieliznę, znajdującą się na moim ciele i rzucił za siebie. Miał idealny widok na pośladki. Gdy myślałam, że opuści stopy, zaczął je lizać i pieścić palce. Zjeżdżał coraz niżej, wzdłuż moich ud. Rozchylił je trochę i jego język był już we mnie. Przestałam myśleć, oddając się namiętności.
***
Wspomnienia tych wszystkich cudownych chwil należały do nielicznych, które chciałam zatrzymać w pamięci. Po pewnym czasie, gdy mój ukochany musiał robić interesy z Jamesem, stał się spięty i już nie był tym „starym Edwardem”. Bywało, że wieczorem zamiast oglądania wspólnie telewizji, wychodziłam z pokoju i szukałam rożnych rzeczy do roboty. Zdarzył się również taki moment, że nie rozmawialiśmy ze sobą. Czekałam, aż przyjdzie do mnie, przytuli… Niestety moje marzenia się nie spełniały. Nie rozumiałam go. Dostawałam kwiaty, lecz to nie było to samo co kiedyś. Mogłam się tylko domyślić, że całe zło, które mnie spotkało i jeszcze spotka jest winą jednej osoby. A tą osoba był James.*
4.
Poranek, śniadanie wyjątkowo we dwoje. Obiad na mieście. Po drodze małe zakupy i mój ulubiony sklep z butami. Edward jak zwykle nie narzekał. Po pewnym czasie wszystko wracało do normy. Było inaczej. Wyobraźcie sobie takiego partnera. Sex, śniadanie do łóżka, kwiaty, droga biżuteria. Czasem myślałam, że próbuje mnie kupić, bo tak się czułam. Jednak cieszyłam się z tego co mam, a mam wiele. Postanowiłam nie wracać do tego co było. Gdy jest szansa na lepsze życie, chwytamy wszystkich możliwości, aby takie ono było.
Idealny widok. Ukochany mężczyzna biega po sypialni w poszukiwaniu skarpetek, w międzyczasie próbuje zapiąć koszulę, idealnie opinającą klatkę piersiową. Mogłabym patrzeć na niego godzinami, ale wiedziałam, że do tego czasu rozerwałby tę odzież, gdyż zapięte guziki wyglądały podejrzanie krzywo. W momencie, gdy przebiegał koło mnie, złapałam go za ramię.
- Poczekaj, pomogę. Szkoda mi koszuli, którą tak męczysz. – Puściłam mu oczko, w odpowiedzi otrzymałam śliczny uśmiech. Boże, dla tego uśmiechu mogłabym zrobić wszystko. To był cud, kiedy rozpinałam i zapinałam guziki, że nie rzuciłam sie na ukochanego. Ogólnie to zostałabym w domu. Nienawidziłam Jamesa i Edward o tym wiedział, dlatego zdziwieniem moim było, kiedy powiedział, że idziemy do niego na „luźną imprezę”.
- A co to za okazja, że idziemy do Jamesa? – zapytałam trochę przerażonym głosem, aby wiedział, że ten pomysł mi sie nie podoba.
- To jest zwykły wieczór, na którym prawdopodobnie spotkasz sie z Angelą i innymi koleżankami, gdzie będziecie mogły sobie poplotkować o paznokciach i sukieneczkach, które tak lubicie kupować – odparł poważnie, mimo że jego usta starały się ukryć uśmiech.
- Kochanie, ja ich nie kupuję tylko ty, jako mój mąż masz taki obowiązek. - Uderzyłam go lekko w ramię, uśmiechając się przy tym.
- A ty jako żona masz obowiązek mnie bić? - Zaczął pocierać bolące miejsce, robiąc przy tym minę cierpiącej osoby.
- Kochanie, gdybym cię nie wychowała po swojemu, nie rozmawialibyśmy ze sobą tak jak teraz – odparłam.- A przy tym mogę cię czasem lekko uderzyć, ale ty nie może mnie bić, pamiętaj! - Pogroziłam palcem. - I nie pocieraj tak tego ramienia, bo mnie tym nie wzruszysz.
Odeszłam w kierunku toaletki, żeby zabrać torebkę, ale nie udało mi się to. Aktualnie znajdowała się jakiś metr nade mną, w rękach mojego męża, który uśmiechał się przy tym bardzo szeroko.
- Oddawaj! - krzyknęłam.
- Proszę bardzo. - Zniżył rękę do poziomu moich oczu, ale gdy chciałam po nią sięgnąć, ponownie zniknęła.
- Oddawaj! - powtórzyłam.
- Oj, kochanie, słabo u ciebie z refleksem. Musisz się bardziej postarać. A teraz proszę, możesz dalej próbować - odparł ze złośliwym uśmiechem.
Gdy w końcu udało mi się odebrać torbę, znajome ramiona otoczyły mnie w pasie. Czyjś nos pocierał szyję, a pożądanie ogarniało ciało. I mimo tego, że znamy się długo, nasze uczucia nie maleją. Przynajmniej moje. Jego usta pocałowały szyję i to wystarczyło, abym została pokonana.
Z domu wyszliśmy pół godziny później. Nie cierpiałam zbytnio z tego powodu, wręcz przeciwnie. Czułam się szczęśliwa i miałam nadzieję, że Edward również jest zadowolony. Rozmowa podczas jazdy była naprawdę miła. Może z wyjątkiem jednej sytuacji, gdy szukałam po kanałach dobrej stacji przez co najmniej pięć minut. Nawet słyszałam jak Edward mruczy coś po nosem, ale ja w odpowiedzi tylko sie uśmiechnęłam.
Wszystko było zbyt piękne, żeby mogło trwać wiecznie. Gdy dojeżdżaliśmy do domu Jamesa dostałam gęsiej skórki, a dreszcze spowodowane zimnem lub strachem rozchodziły się po moim ciele.
Jak ten śmieć odważył się zapraszać mnie do swojego domu po tym, co próbowali zrobić jego ludzie, a dzięki samoobronie nauczonej przez Charliego, nie udało im się tego dokonać?
Postanowiłam, że gdy będziemy na miejscu i spojrzę Jamesowi w oczy, to nie pokażę mu strachu. Niech wie, że nie jestem taką słabą osobą za jaką wszyscy mnie uważają.
Dojechaliśmy. Od momentu pojawienia się parkanu posiadłości Jamesa, Edward stał się jakiś spięty. Można pomyśleć, że nie przyjechał na, jak on to nazwał “zwykły wieczór”, tylko jakieś ważne spotkanie. Gdy weszliśmy do salonu, od razu podeszliśmy do znajomych. Była tam Angela z mężem Ericem, a także Monic z Samem. W oddali zauważyłam przystojnego Paula ze swoją narzeczoną Leah, która, widząc po oczach, była w nim bardzo zakochana. Nasi partnerzy nie wytrzymali z nami długo, gdyż po paru minutach odeszli od nas w nieznanym kierunku.
Rozmowa z Angelą jak i z Leah należała do przyjemnych. Dowiedziałam sie nowych ploteczek z naszego miasteczka, które co prawda mnie nie interesowały, ale poprawiały humor. Miły nastrój panował do czasu przyjścia gospodarza. Nie odwróciłam się, żeby go powitać. Gdyby nawet podskakiwał, nie spowodowałby to, żebym zaszczyciła go spojrzeniem, ale widocznie jego ukradkowe zerknięcia w moją stronę były jednoznaczne.
- Witaj, Bello. – Usłyszałam najbardziej znienawidzony głos na świecie.
- Witaj James. – Nie drgnęły mi nawet powieki. On wyglądał na takiego… zadowolonego. To wkurzało mnie jeszcze bardziej. Jego wzrok mnie zastanowił i poczułam się jak ofiara na polowaniu. Co tym razem knujesz?
- Dawno się nie widzieliśmy. – Zrobił smutną minę.
- Chyba nie myślisz, że byłam z tego powodu przygnębiona? Na pewno masz lepsze rzeczy do roboty, więc zostaw mnie w spokoju – powiedziałam podwyższonym tonem.
- Nie ma się co denerwować. Złość piękności szkodzi, chociaż ty nawet z taką miną wyglądasz olśniewająco. Pamiętaj, że możesz przyjść, żeby mnie odwiedzić kiedy tylko zechcesz.
- Nie spodziewaj się mojej wizyty. Od tego masz swoje przyjaciółki. – Rzuciłam mu groźne spojrzenie, aby więcej nie drążył tego tematu przy świadkach. O dziwo posłuchał.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz. Jakbyś czegoś potrzebowała to służę pomocą. – Drugi sens tego zdania spowodował dreszcze na moim ciele.
Nie możesz mu pokazać, że sie boisz. Nie wolno ci, rozkazałam sobie.
- Wszystko mam, dziękuję, ale wybaczysz mi, że wrócę do rozmowy z Angelą?
- Tak. Angela, ciebie również miło widzieć. – Uśmiechnął się do niej niewinnie. – Jak skończycie to może napijemy sie razem drinka?
- Nie, dziękujemy –odpowiedziałam zanim przyjaciółka zdążyła się zgodzić. W tym momencie podniosłam kieliszek szampana do ust. – Aktualnie mam milsze towarzystwo do rozmów i picia trunków.
Zauważyłam Edwarda na drugim końcu salonu. Pogrążony w rozmowie z Samem, Paulem i Ericem, spoglądał ukradkiem w moja stronę, ale dlaczego do mnie nie podszedł? Gdzie jest to wsparcie? Tak bardzo go teraz potrzebowałam, ale nie byłam już tym tak zraniona. W końcu musiałam się przyzwyczaić. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uniósł kieliszek w moją stronę. Odpowiedziałam mu tym samym. Nie uszło to uwadze Jamesa.
- Jest i twój mąż – odparł sarkastycznie. – Powiedz mi, Bella, dlaczego wybrałaś takiego faceta?
- Może dlatego, że jest facetem – wymamrotałam z uśmiechem.
- Bello, jesteś niemiła. Powinnaś uważać, bo kiedyś możesz zostać za to ukarana. – Jego oczy spoglądały prosto w moje. – A teraz wybaczcie drogie panie, ale zagram z waszymi mężczyznami w pokera.
Odszedł. Nie śledziłam drogi, którą podążał, myśli i spojrzenia szukały ukochanego.
- Skąd znasz Jamesa? – zapytała nagle Angela.
Gdybyś tylko wiedziała co próbował zrobić, już dawno byś stąd uciekła, pomyślałam.
- Jak to skąd? Przecież wszyscy w mieście go znają. Z resztą nie jestem szczęśliwa z tego powodu.
- Chyba jak każdy. On tak na ciebie patrzy, ten wzrok… drapieżny. Dlatego pytam się skąd go znasz. Nie przypominam sobie, żeby James sam podchodził do kobiet i się witał. Do ciebie przyleciał od razu, a na mnie nie spojrzał dopóki mu o tym nie przypomniałaś. Mówię ci Bello, uważaj na niego. James jest niebezpieczny i jeżeli będzie coś chciał, to na pewno dostanie, więc trzymaj się swojego męża. Widać po jego oczach, że nie będzie dobrze. Pamiętaj moje słowa - powiedziała, patrząc się prosto na mnie - i bądź blisko Edwarda, bo widać jak cię kocha.
Kocha mnie? Gdyby tu nie było tak wielu osób to zaczęłabym się śmiać. Och, Angela, ilu ty rzeczy nie wiesz i ilu się pewnie nigdy nie dowiesz.
Wróciłyśmy z powrotem na miejsce. Angela opowiadała coś o najnowszej kolekcji, ale zbytnio jej nie słuchałam, ponieważ moja uwaga skupiła się na innym zjawisku. Do stołu dosiedli się James, Eric i Edward. Grali już od dłuższego czasu. Niestety, Edward był odwrócony plecami do mnie, więc nie mogłam zobaczyć jak mu idzie. W tym czasie rozmówczyni zmieniła temat z ubrań na małżeństwo. Pragnęłam powiedzieć jej coś ciekawego, żeby nie dać odczuć jej swojej nieuwagi. Starałam się uśmiechnąć i chyba zrobiłam to w odpowiednim momencie, gdyż Angela również się rozchmurzyła.
- Mówię ci, nigdy tego nie zapomnę. Eric wygłupił się, ale to było takie słodkie.
O czym ona mówi, pomyślałam.
- Tak, masz całkowitą rację. Jak ja ci zazdroszczę. – Westchnęłam załamana.
- Ty chyba nie powinnaś narzekać. – Spojrzała na mnie z ukosa. – Kochanie, na Edwarda było wiele chętnych kobiet. Nie powiem, wybrał najlepiej, a ty wydajesz się przy nim jeszcze piękniejsza. W takiej sytuacji ja powinnam ci zazdrościć. Słyszałam, że twój mąż bardzo często wysyła ci kwiaty. Mój Eric przy nim to drobnostka.
- Oj, nie przesadzaj. Twój Eric też jest miły. Edward również, więc podsumowując: tak jak każdy mężczyzna.
Roześmiałyśmy się. To na jakiś czas spowodowało, że odprężyłam się i poczułam normalnie. Powiedziałyśmy sobie jeszcze wiele ciekawych, śmiesznych rzeczy. Zaczynały mnie boleć policzki od ciągłego śmiania.
W pewnej chwili to poczułam. Ciało dawało znak, że zbliża się niebezpieczeństwo. Gwałtownie sie odwróciłam. Twarz nadal była uśmiechnięta, ale podświadomie czułam, że coś jest nie tak. Tak jak przypuszczałam, w moim kierunku zmierzał James. Jego oczy pochłaniały moją osobę. W tyle widziałam jak Edward rzuca karty na stół i rusza zdenerwowany w moim kierunku. Zanim wstał także Laurent, prawa ręka Jamesa. Nie wiem co się stało, ale w jednej chwili usłyszałam jak czyjeś ciało uderza o podłogę. Dlaczego Laurent uderzył mojego ukochanego?! Leżał tak kilka sekund zanim wstał ponownie. James podszedł do mnie z uśmiechem na ustach, czego mu nie odwzajemniłam. Edward w końcu podniósł się i do nas dołączył. Czułam, że coś jest nie tak. Tylko co? Czego chciał James? Nie udało mi się ukryć strachu. Każdy mógł czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Bałam się i miałam racje, że coś złego się stało.
http://www.youtube.com/watch?v=7TSpT_JN_x0
Po chwili James odwrócił się do Edwarda i zapytał:
- Pozwolisz, że zaproszę was do pewnego pokoju?
Co jest grane? Przecież na piętrze załatwiane są tylko interesy, więc po co mam tam iść?
Działo się coś niepokojącego. Spojrzenie w oczy Edwarda utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Tylko nie wiedziałam, że będzie aż tak źle.
EDIT
shige wypisz te błędy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez new life dnia Wto 20:05, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
nieznana
Gość
Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z cudownego miejsca Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:14, 01 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
No więc, heh xD Jestem zasmucona, że ff zostało już zakończone, i nie mówię tutaj o tym forum, bo zakochałam się w nim od pierwszego akapitu. Byłam w niebo wzięta, jak przeczytałam go. Jednak zabrakło mi tam Emmetta xD Ale to już wiesz, szkoda, że nie podsunęłam Ci wcześniej jakiegoś pomysłu w rolo głównej z Emmettem, ale już po fakcie;/ Choć te wyspy kanaryjskie z boskim Emmettem przy boku są strasznie kuszące, to i tak całość mi się podobała.
Mam wielką nadzieję, że zaczniesz pisać coś nowego
pozdrawiam,
nz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|