Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Casus Maior [NZ - B] Rozdział 18 (22.01.10)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:45, 25 Cze 2009    Temat postu: Casus Maior [NZ - B] Rozdział 18 (22.01.10)

Moje pierwsze opowiadanie związane z sagą Zmierzch.
Pierwszy rozdział wraz z prologiem dodam tutaj, a resztę będę wrzucać na mojego [link widoczny dla zalogowanych]!
Betowała lilczur, której bardzo dziękuję za pomoc!

Aleksander Rapsod to wampir na służbie u Volturi, ślepo oddany swoim panom. Nigdy nie żył własnym życiem, nigdy nie próbował się przeciwstawiać. Zawsze maskował swoją niedopuszczalną wśród Rodziny Królewskiej osobowość i z czasem całkowicie o niej zapomniał. Wmawia sobie, że jest szczęśliwy, ale w głębi serca czuje, że czegoś mu brakuje. Pewnego dnia Volturi przydzielają mu zadanie odwiedzenia rodziny Cullenów w małej mieścinie Forks. Ta wyprawa zmienia jego życie diametralnie. Doświadcza tam nieznanych uczuć i poznaje inny punkt widzenia świata. Czy będzie w stanie rozpocząć nowe życie na przekór Volturi i wampirzemu instynktowi?

CHOMIK:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Prolog

Gdy Dobry Bóg stworzył już wszystko to, co miał do stworzenia na Tym Świecie i zrobił to dokładnie tak jak chciał, odpoczywał w towarzystwie Anioła, podziwiając swe dzieło. Z zadowoleniem przyglądał się Szczęściu, Miłości, Dobru, Pięknu, podobała Mu się Radość i Skromność, Mądrość i Wolna Wola...
I Wolna Wola? Tu zamyślił się, zastanowił i przyjrzał uważnie Wolnej Woli. Nie odrywając spojrzenia od niej rzekł do siedzącego obok Anioła:
- Wbrew temu co będą mówili niektórzy zapamiętaj, jest to Najlepszy Świat. Ale ona - wskazał ruchem głowy Wolną Wolę - wygląda tu jak prezent dla Szatana - skrzywił się. - Spójrz! Wodzi na pokuszenie, pozwala na złe uczynki, hm... pozwala nawet sprzeciwić się Mojej Woli... Coś z nią zrobić trzeba, ale zrezygnować z niej jednak nie mogę. Jest tu potrzebna.
Trwali tak chwilę w zamyśleniu patrząc na Świat Najlepszy z Możliwych.
- Dobry Boże, Twoje dzieło tworzenia Świata ukończone już zostało i jak powiedziałeś słusznie, jest to Najlepszy Świat, bez względu na to, co mówią inni. Powiedz więc, czy jeśli cokolwiek zmienisz, Najlepszy Świat nie stanie się wtedy gorszy?
- Prawda to, dlatego też to, co uczynię dla Człowieka, nie będzie należało do jego Świata. Będzie to rzecz z innego świata. Oddzielać go będzie od niej Granica Życia.
- Doprawdy nie pojmuję Twego zamysłu - powiedział spokojnie Anioł, który zdążył się już do tego przyzwyczaić.
Stwórca spojrzał jeszcze raz na Cały Boży Świat i rzekł:
- Jeśli wszystko pozostanie tak, jak jest teraz, zbyt wielu ludzi pobłądzi, straci Szczęście i znajdzie swoje miejsce w Piekle.
- Stworzyłeś Panie dla nich Piekło?- zapytał Anioł, a zaskoczenie odmieniło jego Anielski wyraz twarzy.
- Nie. Piekła się nie tworzy. Piekło jest głębokim i wiecznym doświadczaniem nieodwracalności Złego. Piekło, to świadomość utraconej na zawsze szansy na Szczęście, Dobro i Piękno. Aby Człowieka przed tym uratować powiem ci co uczynisz. Pójdziesz pośród ludzi i każdemu, kto cię o to poprosi, dasz drugą szansę na Życie w Szczęściu. Pomożesz każdemu w tym, by za drugim razem mógł w lepszy sposób przeżyć swoje życie. Ale, aby nie był w tym wyrachowany i cyniczny, odbierzesz mu pamięć poprzedniego życia. Nie pozbawiaj go jednak szansy na unikanie błędów uprzednio popełnionych. Posłuż się w tym celu Sercem Człowieka. Pozostawisz w Nim okruchy pamięci poprzedniego życia. Dlatego Serce najlepiej będzie wiedziało, jak korzystać z Wolnej Woli i jakich w życiu dokonywać wyborów. Pamiętaj jednak, że każdy człowiek może skorzystać tylko raz z twojej pomocy... Aniele Drugiej Szansy.
Tak powiedział Dobry Bóg i tak się stało... Jak zawsze zresztą.
I odszedł tedy Anioł Drugiej Szansy czynić to co mu przykazano.
Mariusz Oliński




Rozdział 1 – Volturi

Byłem zabawką. Bardzo przydatną zabawką Ara. Jedną z tych, którymi nie chciał się dzielić i które były jednocześnie skarbami w jego kolekcji, jak i bardzo niebezpiecznymi osobnikami, nie tylko dla przeciwników Volturi, ale także dla nich samych. Jednak nie traktował mnie tak samo, jak choćby Jane czy Aleca. Byłem dla niego pod pewnym względem najdroższy. To ode mnie zależały jego wszystkie posunięcia. Świadomy czy nie, to on był moją marionetką, a nie na odwrót. Tylko, że mój honor i oddanie Arowi, nie pozwalały mi z tego korzystać. Byłem wobec niego zawsze szczery i wierny. Ufał mi, pomimo mojej nadprzyrodzonej zdolności.
I tym razem wezwał mnie do swojej posiadłości w Volterze. Mogłem tylko mniemać, iż było to spotkanie czysto służbowe, że zleci mi kolejne zadanie, które wymagało sprytu i delikatności, których, jak sam Aro stwierdził, nie posiadał żaden inny oddany mu sługa.
Jak zawsze bez słowa prześlizgnąłem się przez podziemne pomieszczenia, nawet nie zerkając na ludzką sekretarkę i wkrótce przeszedłem przez przedsionek do sali, w której Wielka Trójka przyjmowała interesantów.
Była to jasna, przestronna komnata. Idealnie okrągły kształt tego pomieszczenia wskazywał na to, że trafiłem do wnętrza średniowiecznej wieży. Słoneczne promienie padające przez wąskie szparki wysokich okien malowały na posadzce jaskrawe prostokąty. Nie było tu lamp, ani żadnych mebli, poza kilkunastoma pseudotronami. Rozstawiono je w nieregularnych odstępach wzdłuż zakręcających po linii okręgu ścian. Siedziała w nich prawie cała obstawa Volturi.
Mój czarny, skórzany płaszcz długo jeszcze powiewał pod wpływem zawirowań powietrza, choć dawno już stanąłem nieruchomo przed Arem, Markiem i Kajuszem, na których twarzach gościł lekki uśmiech.
- Witaj Aleksandrze! – rzucił radośnie Aro, ale pozostali nie byli aż tak uradowani na mój widok. Sunął ku mnie w długiej pelerynie. Czarny jak noc materiał spływał do samej ziemi. Włosy także miał czarne, tak długie i lśniące, że zawsze wydawało mi się, iż to nałożony kaptur.
Skinąłem lekko głową, przenosząc jedną dłoń do tyłu i posłałem pozostałym uśmiech, który nie obejmował oczu. To posunięcie miało dwie zalety. Oprócz ukazania swoich dobrych manier, mogłem również zarejestrować osoby, które miały się przysłuchiwać naszej rozmowie. Aro jednak mnie przejrzał.
- Tak Aleksandrze, twoja zdolność czasami bywa naprawdę uciążliwa. Nie pozostaje mi nic innego, jak prosić cię, byś opowiedział nam wszystkim, co się stało z wilkołakiem z Oradea?
Coś we mnie drgnęło. Nie lubiłem kłamać, tym bardziej Volturi. Wiedziałem, że jako główny informator nie pozostanę nakryty na kłamstwie, zresztą tak błahym. Pomimo tego poczułem się niegodnie.
- Umknął nam pod Bukaresztem, ale wydałem rozkazy, by go nadal ścigano, Panie – odpowiedziałem ze stoickim spokojem. Prawda była taka, że pozwoliłem moim towarzyszom, Marii i Dongowi pozostać w Rumunii tylko dlatego, że mnie o to poprosili. Owy wilkołak już dawno nie żył.
- Cóż, mogłem się wstrzymać z wezwaniem ciebie jeszcze kilka dni. Nie sądzę, że Maria i Dong szybko się z tym uwiną. O ile mi wiadomo pochodzą właśnie z tamtych stron, nieprawdaż? – zapytał, choć dobrze znał odpowiedź. Usta wygiął ku dołowi, przez co rysy na jego bladej twarzy zrobiły się jeszcze mniej regularne. Czarne włosy odcinały się od białej cery jak u gejszy, a niezwykły, galaretowatomleczny odcień skóry Ara, przywodził na myśl wewnętrzne błony cebuli.
Oderwałem od niego wzrok. Postanowiłem nadal grać.
- Nie znam ich za dobrze, ale wywnioskowałem to po ich doskonałej znajomości terenu. Właśnie dlatego nie wahałem się ich zostawić. Znają te ziemie lepiej ode mnie – odpowiedziałem dostojnym tonem i spojrzałem na Jane stojącą w cieniu kontuaru. Miała skupiony wyraz twarzy. Czując na sobie coś w rodzaju ciepłego wietrzyku zrozumiałem, że znów próbuje użyć swoich mocy.
- Jane, Aleksander jest naszym gościem! Okażże trochę kultury – skarcił ją Aro, a Jane momentalnie wyprostowała się, obrzucając mnie zawistnym spojrzeniem.
- Wzywałeś mnie, Panie – przypomniałem mu, by w końcu przeszedł do właściwego toku konwersacji.
- Ach tak! – Uśmiechnął się ironicznie i skinieniem dłoni poprosił, bym podszedł bliżej. Natychmiast spełniłem jego prośbę. – Mam dla ciebie kolejne zadanie – wytłumaczył, choć nie miało to sensu, bo wiedziałem o tym doskonale.
- Słucham – powiedziałem grzecznie i spojrzałem na przedmiot, który Aro podniósł ze stołu. Była to niewielka koperta zaadresowana na nazwisko Carlisle Cullen.
- Oto list do mojego drogiego przyjaciela, który mieszka ze swoją rodziną za oceanem, w maleńkiej mieścinie o nazwie Forks. – Zatrzymał się teatralnie na moment, jawnie oczekując mojej reakcji. Nie zawiodłem go.
- Rodzina? – zapytałem oszołomiony i usłyszałem delikatny śmiech białowłosego Kajusza.
- Tak Aleksandrze. Mamy do ciebie wielką prośbę. Złóż wizytę naszym pobratymcom – wyjaśnił Kajusz i spojrzał na Marka, który o dziwo skrzywił się nieznacznie.
- Widzisz, jest to dość nietypowa rodzina wampirów. Liczy sobie siedmiu członków i jesteśmy lekko zaniepokojeni tym faktem, pomimo, że jej założycielem jest mój drogi Carlisle. Dawno nie otrzymałem od niego żadnej wiadomości – powiedział Aro. - Musimy być ostrożni…, ty musisz być ostrożny – sprostował, choć obie wersje były jak najbardziej słuszne. Nigdy nie miałem do czynienia z tak liczną grupą, nie wspominając oczywiście Volturi. Obawiałem się, że moja rola nie skończy się jedynie na byciu posłańcem.
Ponownie poczułem na sobie ciepły wietrzyk, choć nie tak intensywny, jak ten nasłany na mnie przez Jane. Był jakby odległy, ale teraz nie zaprzątałem sobie nim głowy, obmyślając plan działania związany z rodziną Cullenów.
- Rozumiem, że jeśli zastanę tam coś nieodpowiedniego, będę miał się tym od razu zająć? – zasugerowałem, mając na uwadze skalę od postraszenia nietypowej rodziny Volturi, po pojedynek włącznie.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Wolałbym jednak, żebyś zatrzymał się tam i zebrał informacje. Wszystko, co wyda ci się dziwne lub niepokojące. Kiedy już zdasz nam raport, zadecydujemy co dalej – wyjaśnił mój zwierzchnik i podał mi kopertę, ocierając lekko swoją dłoń o moją. Spojrzałem na niego znacząco. Wampir nigdy nie dopuściłby się nieświadomego kontaktu fizycznego, chyba, że był Arem.
- Wybacz Aleksandrze. Wciąż mam nadzieję, że jednak uda mi się wniknąć w twoje myśli – przeprosił, lecz nie wyczułem w jego głosie ani krzty skruchy. Uśmiechnąłem się kpiarsko, gdy odwrócił wzrok, co nie uszło uwadze Marka. Zmrużył oczy, jakby chciał mi powiedzieć „Będę cię mieć na oku” i z powrotem zajął rozmową Kajusza.
- Czy ta misja wymaga pośpiechu? – zapytałem, zbliżając się do końca rozmowy. Byłem pewny, że zależy mu na szybkim wykonaniu polecenia. Po cóż inaczej miałby mnie ściągać z Rumunii w takim pośpiechu?
- Ależ nie! – odpowiedział pospiesznie Aro. – Sprawiaj pozory gościa w ich domu, a nie… szpiega – dokończył, zastanawiając się czy określenie mnie szpiegiem, było dobrym słowem.
- W takim razie żegnam wszystkich, mam nadzieję, że nie widzimy się po raz ostatni. – Zaśmiałem się ironicznie, choć tak naprawdę lękałem się spotkania z Cullenami. Siedmiu na jednego, to nie był sprawiedliwy podział, ale wiedziałem, że Volturi posyłają mnie jedynego, by nie niepokoić Cullenów. Po twarzach zebranych przemknął kpiarski uśmiech.
- Nie sądzę, byś musiał obawiać się tej rodziny, Aleksandrze – stwierdził czarnowłosy Marek, który odezwał się po raz pierwszy odkąd pojawiłem się w komnacie. Skinąłem mu głową i pospiesznie opuściłem ich siedzibę.
Miałem nadzieję, że zbieranie informacji o siódemce wampirów nie sprawi mi większej trudności. Musiałem tylko zachowywać się przyjaźnie i obserwować każde ich posunięcie.
Dopiero co zmierzchało. Postanowiłem przeczekać, aż stanie się noc w recepcji, gdzie urzędowała ludzka kobieta. Wstrzymałem oddech i usiadłem na kanapie przysuniętej do przeciwległej ściany. Z braku jakichkolwiek zajęć, zacząłem obracać w zwinnych palcach lekko żółtawą kopertę, którą miałem przekazać głowie rodziny Cullenów. Taka zabawa pomagała mi się lepiej skupić na obmyślaniu planu przedostania się do USA.
Forks, pomyślałem. Czy to nie stan Waszyngton?
Z rozmyślań wytrąciła mnie sekretarka, która nawet jak na człowieka, robiła za głośny raban. Spojrzałem na nią znacząco, a blondynka natychmiast poczerwieniała. Nie zrobiło to na moim wampirzym instynkcie żadnego wrażenia. Potrafiłem się świetnie kontrolować, chyba, że oddychałem, jeśli czynność napełniania płuc powietrzem w moim przypadku można było tak nazwać. Pragnienie nie było większe niż zwykle, gdy obserwowałem jej pulsującą żyłę na szyi. Gdybym jednak wywąchał jej zapach, byłoby dużo gorzej. Odwróciłem szybko wzrok, by nie prowokować jej do rozpoczęcia rozmowy i co za tym idzie, mojego oddychania.
Mój wzrok padł na własne odbicie w potężnym lustrze ze złotą ramą, które ktoś dla dekoracji powiesił na kamiennej ścianie.
Spojrzałem w swoje przygaszone, szkarłatne oczy i stwierdziłem, że przed wylotem do Stanów będę musiał zapolować i zaopatrzyć się w soczewki. Również ciemne sińce pod oczami mogłyby wystraszyć ludzi przy odprawie paszportowej. Musiałem także na ten czas zmienić swój wizerunek. Nienaturalnie blada twarz w połączeniu z ciemnobrązowymi włosami i czarnym długim płaszczem nie dodawały mi… uroku.
Minęło pół godziny i stwierdziłem, że dłuższe czekanie wykończy mnie nerwowo. Nie mogłem tak czekać i nic nie robić. Nawet jak na wampira byłem dość ruchliwy. Chyba dlatego właśnie dołączyłem do Ara, by spełniać każde jego misje, a nie żyć jak zwierzę, którego istnienie kręciło się tylko wokół zaspokajania potrzeb fizjologicznych.
Wstałem i ruszyłem do wyjścia.
- Ale chwileczkę, przecież jeszcze jest jasno! – zawołała za mną sekretarka, lecz zignorowałem ją. Jakby to coś dało, podciągnąłem bliżej twarzy kołnierz od płaszcza i wyszedłem na jedną z ciemniejących uliczek Volterry.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Scontenta dnia Sob 17:29, 23 Sty 2010, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sereey
Gość



Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:37, 29 Cze 2009    Temat postu:

Jestem na tak, zdecydowanie. Bardzo mi się podoba, zresztą jak każde opowiadanie na tym forum. Nie są takie amatorskie, jak niektóre. Wink Z chęcią przeczytam resztę rozdziałów.
Tekst sam w sobie.... Hm... Powiem szczerze, że mnie nie powalił. Pomysł dość dobry, chociaż już kiedyś z czymś takim się spotkałam, no ale nie ważne. Dobrze napisane, chociaż momentami miałam ochotę zaprzestać. Ogólnie mam dzisiaj taki-sobie humor i to pewnie dlatego czytanie czegokolwiek przychodzi mi z trudem.
Coś mi zgrzytało w jednym zdaniu, ale to nie ważne.
Podoba mi się postać, jaka została wykreowana. Imię dość proste, nie skomplikowane, ale to dobrze, bo łatwo je zapamiętać. Nie przepadam, gdy imiona bohaterów są nadto skomplikowane i trudno je zapamiętać, po prostu tak mam.
Przeczytam resztę rozdziałów jak tylko skończę Potępioną, i jestem pewna, że będę zaglądała na Twojego chomika, żeby przeczytać ich więcej. Wink
Dość dobrze i ciekawie piszesz, bo nie jest tak, że skupiasz się na jakichś zbędnych w niektórych momentach opisach, więc za to masz u mnie ogromnego plusa. Do tego lubię wątki z Volturi, są dość ciekawe. Ale po tym jakby wstępie i tak wywnioskowałam, że pewnie zbyt dużo ich nie będzie. No, ale cóż. Tak czy siak, przeczytam, bo jestem ciekawa rozwinięcia akcji.
Pozdrawiam i życzę weny. ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:13, 18 Wrz 2009    Temat postu:

Ja również jestem na tak. Ostatnio nie mam wiele czasu na czytanie tych wszystkich opowiadań, ale gdy już na takie, jak Twoje, trafię, nie mogę się od niego oderwać przez dobre kilka tygodni. Tekst jest napisany bardzo spójnie, nie ma w nich zdań po "polskiemu" z czego się bardzo cieszę Very Happy
Generalnie cieszę się, że to ff trafiło tutaj, gdyż mam nadzieję, że więcej osób je przeczyta Very Happy

Ave Wena,
Sonea.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin